niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 2

„- To stało się w minutę po tym, kiedy cię zobaczyłem. Ponieważ w tej samej chwili przestałem cokolwiek widzieć, przestałem czegokolwiek chcieć. W chwili kiedy zobaczyłem ciebie… Zakochałem się w tobie. I nie sądzę, żebym kiedykolwiek miał przestać cię kochać.” 
- Nora Roberts „Koniec rzeki''
Bella 
Podróż minęła mi spokojnie i bez żadnych komplikacji. A teraz jestem w taksówce niedaleko Forks, dałam kierowcy wysłany przez Charliego adres do nowego domu, miałam go zobaczyć po raz pierwszy. Charlie powiedział mi że mogę wybrać swój pokój, co było pocieszeniem zważywszy na totalny brak gustu u taty.

Po piętnastu minutach byłam na miejscu, a widok jaki zastałam zaszokował mnie. Przede mną stał piękny dom: 
Wyciągnęłam swoje dwie walizki z bagażnika i ruszyłam w kierunku pięknego budynku. Był naprawdę niesamowity. Tuż obok stał drugi dom, również niesamowity:

 Jeden balkon był tuż na przeciw naszego. Choć w tym momencie mnie to nie interesowało bo w progu stał Charlie uśmiechając się do mnie pogodnie. Podbiegłam do niego i mocno uściskałam.
-Witaj tato, miło cię widzieć!
-Hej mała, cieszę się że jesteś co u mamy?
-Wszystko w porządku.
-Wejdziesz czy będziemy tak stać?
-Już wchodzę.
-Masz tylko dwie walizki?-spytał Charlie z niedowierzaniem.
-Ciężarówka z resztą rzeczy powinna być za dwie godziny.
-To wszystko wyjaśnia.
-Oprowadzisz mnie?
-Jasne. To przedpokój












-Dalej jest salon i kuchnia


 










 ,potem  moja sypialnia i gabinet






















, tu kryty basen












, a tu twoja sypialnia, garderoba i łazienka:
(tam gdzie jest szafa zamiast niej są 2 pary drzwi i balkon)




 (bez ubrań)










-Wow, ten dom jest niesamowity!
-Też tak sadzę,a w garażu jest jeszcze jeden prezent.
-Nie trzeba było, naprawdę.
-To dla mnie wielka przyjemność.Chcesz rozpakować to co masz i się odświeżyć?
-Jasne.- Ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam  prysznic i się odświeżyłam. Ubrałam biały szlafrok i ruszyłam do swojego pokoju. Przeszukałam walizki aż w końcu wybrałam tan strój:
 
i kurtkę:
Do tego okulary :


Weszłam do łazienki i się przebrałam, wcześniej susząc włosy i czesząc pozostawiając je rozpuszczone, tak by upadały na plecy i ramiona falami.
~~&~~&~~&~~
Gdy w końcu przyjechała ciężarówka z moimi rzeczami szybko się uwinęliśmy z Charliem (w zaledwie 2 godziny). Po 4 skończyłam wpakowywać sukienki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Założyłam więc ciemne okulary na nos i poszłam otworzyć drzwi. Gdy byłam na dole otworzyłam drzwi i ujrzałam 5 bogów, nie mogłam ich inaczej określić, byli nieziemsko piękni. Choć moją uwagę najbardziej przykuł miedzianowłosy tajemniczy chłopak. Znam to spojrzenie, znam te oczy, znam go, choć widzę go po raz pierwszy. Wyglądali na  zaszokowanych moim widokiem. Wkoncu odezwała się jedna z dziewczyn.
-Cześć, ty pewnie jesteś Bella?-spytała mnie niziutka dziewczyna o kruczoczarnych włosach i miodowych oczach
-Tak, a wy to...?
-Twoi nowi sąsiedzi. Jestem Alice. A to...-przerwał jej wysoki blondyn
-Jestem Jasper.- powiedział
-Nie przerywaj mi Jazz, no więc lubisz zakupy?
-Ja uwielbiam zakupy, dlatego teraz wypakowuję całą ciężarówkę ubrań.-zaśmiałam się, a chłopacy spojrzeli po sobie z przestrachem.
-Normalnie cię kocham-krzyknęła Al i się na mnie rzuciła, mocno przytulając.
-Alice zaraz ją udusisz-powiedział miedzianowłosy
Alice złagodziła uścisk i w kółko piszczała że będziemy jeździć na zakupy.
-Może skończmy już prezentację?! Ja jestem Emmett, to jest  Rosalie, a ten rudy to Edi!-ostatnie przezwisko wykrzyknął ze śmiechem godnym 5-cio latka.
-Nie jestem EDI!
-Ale jesteś RUDY!
-Wcale nie, ja jestem...
-Miedzianowłosy...-wtrąciłam się. Em i miedziany spojrzeli na mnie jednocześnie z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy.
-No co?-spytałam
-Nic-odpowiedzieli szybko, zbyt szybko
-Jestem Edward- odezwał podając mi rękę. Chwyciłam jego dłoń czując ciepło* jego skóry. Gdy nagle między naszymi dłońmi przeleciał prąd. Przed oczami przeleciały mi obrazy ludzi w XIX wiecznych strojach, czuję ból po rękach płynie mi krew. Wszędzie jest dym słyszę krzyki. Zaczynam biec szukając kogoś. Zatrzymuję się nagle zbierają resztki powietrza w puca i z całych sił krzyczę, jedno imię, które daję mi nadzieję.
-Edward!- krzyczę i upadam na ziemię czując się taka słaba. Po chwili czyjeś silne ramiona tulą mnie do siebie, odwracam głowę w jego kierunku, skupiając wzrok na jego złote oczy.
-Tak bardzo cię kocham.-szepczę słabym głosem 
-Nie mogę cię stracić Elizabeth.
-Nie stracisz mnie, narodzę się od nowa i od nowa...
-Jak mam się rozpoznać?
-Po oczach ukochany, dzień mej śmierci będzie dniem narodzin kolejnej. Aż do ostatniej prawowitej następczyni mego rodu. Kiedyś przejmie władzę i stanie na straży wszystkich wampirów świata. Ona cię ocali, tylko pozwól jej na to Edwardzie... Kochaj ją... Przypomnij jej że jest mną. Proszę Edwardzie... obieca mi że będziesz ją kochał. Ona będzie ostatnią.
-Obiecuję ukochana- powiedział składając delikatny pocałunek na mych ustach.
-Żegnaj miedzianowłosy, kocham cię.
Gdy wybudziłam się z tego dziwnego transu wciąż było mi słabo widziałam strach na oczach grupki zebranych przede mną osób, gdy osuwałam się w ramiona miedzianowłosego...

*W kolejnych rozdziałach  wyjaśni się dlaczego Bella dotykając wampiry czuję ciepło.
 Bezimienna<3

KSIĘGA I Rozdział 1

''Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w op­ra­wie jej oczu, blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy.''           

                    Bella
Pamiętam swój ostatni dzień w Phoenix, jakby  to było wczoraj...
24 stopnie w cieniu, przy absolutnie bezchmurnym niebie. Skończyłam właśnie lekcje i ruszyłam w kierunku domu. Wiedziałam co tam zastane po powrocie więc się nie spieszyłam. Od kilku tygodni przekonywałam mamę bym mogła zamieszkać z Charliem, moim tatą, komendantem policji w Forks.  Zawszę się rozumielimy, mamy podobne charaktery. Nie to co z Renée, ona była zawsze `wielkim dzieckiem`.  Radosna, zawsze szczęśliwa. Patrzyła na świat wielkimi oczami dziecka, pełnymi zapału i szczęścia.  A teraz jest zakochana w swoim nowym mężu Philu, który jest całkiem miły. On jest bejsbolistą, więc często się przeprowadza. A z powodu że nie jestem pełnoletnia i nie skończyłam szkoły, moja mama musi ze mną zostawać, a wtedy nie jest szczęśliwa. Nie bez niego. Dlatego się wyprowadzam, chce by była szczęśliwa. Nawet kosztem mojego szczęścia.    A dziś gdy wrócę do domu, dokończę  pakowanie i czeka mnie 14 godzinny lot do Forks. Już wszystko jest gotowe, już nie ma odwrotu.  Byłam już pod domem więc otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Renée była w kuchni, więc nie zauważyła mnie od razu.
-Cześć mamo!
-O Bello nareszcie jesteś! Gdzieś ty była?
-No w szkole, a teraz idę się pakować.
-A no tak! Jesteś pewna że musisz lecieć?  A może jednak zostaniesz?
-Nie mamo nie muszę lecieć, ale chce.
-No dobrze. Przyszła do ciebie część spadku po babci.*
-Tak? A gdzie jest?
-Zniosłam do ciebie.
-Ok, to ja idę się pakować.
-Dobrze. 

Na biurku leżała gruba koperta z której wyciągnęłam czek z moim imieniem i nazwiskiem. Nie patrzyłam na wartość bo po co? Moja babcia nie żyje od 2 miesięcy... Jej życia nie zastąpią żadne pieniądze. Znałam ją dobrze, wręcz łączyła mnie z nią więź, której nie potrafiłam określić. Byłam naprawdę dziwną nastolatką... biała (dosłownie biała jak płatki śniegu dop. aut.)  skóra w Arizonie nigdy nie jest spotykana, do tego według powszechnej opinii-z czym się absolutnie nie zgadzam-  jestem nadludzko piękna. Mam niespotykany zielony odcień oczu :
Który mi wydawał się bardziej dziwny, niż piękny. Dlatego noszę brązowe soczewki i jeszcze ciemne okulary przeciwsłoneczne by ukryć ten straszny kolor. Ale dość już o mnie, przecież się nie spakowałam, a czas ucieka.
20 minut później
Właśnie skończyłam się pakować, gdy mama mnie zawołała. Nie było już za dużo czasu, więc chwyciłam swoje pierwsze walizki(Bella zna się na się na modzie, co tłumaczy że ma 28 walizek). Z pomocą mamy i Phila dość szybko się uwinęliśmy z ubraniami(26 walizek spakowali do ciężarówki), a ciężarówka z resztą rzeczy już odjechała, dzięki czemu była szansa że zdążę na samolot.  Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i pędem ruszyliśmy na lotnisko. Dotarłam w ostatniej chwili, więc zdążyłam tylko uściskać mamę i szepnąć ''Żegnaj''. Powiedziawszy oderwałam się od rodzicielki i ruszyłam w moją samotną podróż nie mając odwagi się odwrócić.
Edward 
To była ta cześć dnia, którą najchętniej bym przespał.
 Liceum.
 Ale chyba lepszym określeniem tego miejsca byłby czyściec. Jeśli był
jakikolwiek sposób, bym odpokutował swoje grzechy, to co miało nadejść było
pewną miarą pokuty. Ta nuda nie była czymś, do czego mógłbym kiedykolwiek
przywyknąć. Każdy dzień stawał się bardziej niewyobrażalnie monotonny niż
poprzedni.
Pewna dziewczyna zawładnęła
umysłami wszystkich uczniów. Nowa uczennica Isabella Swan. Córka
miejscowego szeryfa przeprowadzi się do Forks z nieznanych mi przyczyn, z tego co mówią plotki niedawno zmarła jej babcia, która -co zaskoczyło wszystkich- miała ogromny spadek, przepisany na Charliego i jego córkę. Komendant zakupił wielki dom i 3 samochody i chyba tak bardzo się nie przejął śmiercią swojej matki. A wracając do Belli, według plotek była nadludzko piękna i podobno zamieszka tu na stałe.  Nie interesowało mnie to zbytnio, ja czekałem tylko na kolejne wcielenie Elizabeth*, tak bardzo za nią tęsknie, a minęło 18 lat od jej ostatniej śmierci. Powinienem niedługo spotkam jej wcielenie. Bardzo mi jej brakuje, ciekawe kim teraz będzie? Nie mam pojęcia jak wygląda, ale wiem że ją poznam. Poznam dzięki jej oczom, niezwykle zielonym oczom.
___________________________
* Elizabeth była dziewczyną Edwarda lecz niestety zmarła przedwcześnie. Co osiemnaście lat, od ponad II w. Edward spotyka jej kolejne wcielenie, które umiera po niespełna 2 latach znajomości. Przez ten krótki czas poznaje go na nowo i się w nim zakochuje. W dzień śmierci wcielenia, rodzi się następne. Wygląd wcieleń Elizabeth zawsze się  zmienia, ale jedna rzecz jest niezmienna, a mianowicie niezwykły zielony kolor oczu. Każde nowe wcielenie nie pamięta Edwarda, choć zdarza się że myślą że go znają.           Bezimienna <3